Wśród kwiatów ustawione były ule, a fioletowe pola ciągnęły się po horyzont
„Pomorska 500”
Pomorska 500 (POM500) jest rowerowym ultra maratonem adresowanym do zaawansowanych i doświadczonych kolarzy i podróżników. Trasa POM500 przebiega przez najatrakcyjniejsze tereny województw zachodniopomorskiego i pomorskiego. Start indywidualny w Czarnocinie koło Szczecina. Meta w Sopocie.
Krzysztof Nowosielski z sekcji rowerowej Sportgas-u relacjonuję udział w wyprawie.
W tym roku, wraz z kolegą, wystartowałem w moim kolejnym ultra maratonie - „Pomorska 500”, nazwanym przez uczestników pierwszej edycji „Piekłem Północy”.
Naszą przygodę rozpoczęliśmy od długiej podróży autobusem z Jasła do Szczecina. 29 Maja ze Szczecina udaliśmy się rowerami do Czarnocina nad Zalewem Szczecińskim. W miejscowym ośrodku Frajda odebraliśmy pakiety startowe i zameldowaliśmy się na nocleg. Wieczorem tego samego dnia odbyła się odprawa przed startem. Leszek Pachulski, organizator wydarzenia zwany „Ojcem Dyrektorem”, opowiadał, przez jakie rejony będziemy przejeżdżać, co ciekawego możemy zobaczyć oraz jakie zwierzęta mogą pojawić się na naszej trasie. Wspomniał, że celem wyprawy jest nieprzekraczanie żadnej rzeki, więc mieliśmy poruszać się po dziale wodnym, omijając wszystkie rzeki Przymorza, a także zlewnie Wisły i Odry.
Wystartowaliśmy 30 maja 2024 r. Kilkunastoosobowe grupy na trasę wypuszczano, co 5 minut. Wraz z kolegą ruszyliśmy o godz. 7:20.
2
Nie mieliśmy szczegółowego planu na ten ultra maraton. Zakładaliśmy jedynie, że fajnie byłoby zmieścić się w czasie 48 godzin. Początkowe kilometry pokonaliśmy bardzo sprawnie, przez około 30 km trzymaliśmy dobre tempo - ponad 25 km/h. Pierwszy postój zaplanowaliśmy po przejechaniu ok. 60 km w miejscowości Maszewo. Tam na stacji #Orlen uzupełniliśmy płyny oraz zjedliśmy drobny posiłek.
Trasa pierwszego dnia prowadziła momentami przez drogi asfaltowe, które bardzo szybko zamieniły się w drogi leśne i polne szutry. Na około 120. Kilometrze trasy czekał na nas pierwszy większy pit-stop, tak zwana „Ostoja Szamana”. A tam woda do picia oraz przekąski. Po niedługim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą trasę w kierunku Drawska Pomorskiego. Po minięciu tego miasta jechaliśmy przez przepiękne łąki i pola. Dobrze zapamiętam około 10-kilometrowy odcinek pól lawendowych, których zapach zapierał dech w piersiach. Wśród kwiatów ustawione były ule, a fioletowe pola ciągnęły się po horyzont. Późnym wieczorem, ok. godziny 20: 00, dotarliśmy w okolice dwusetnego kilometra. Tam, w prywatnym domu (pit-stop Manowce), rodzina zorganizowała noclegi oraz miejsce na uzupełnienie wody i jedzenia. Na miejscu mieliśmy dylemat, czy nie zrobić sobie przerwy na nocleg, ale ostatecznie podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu jazdy.
Droga była trudna
W POM500 2024 wystartować mogły wyłącznie osoby pełnoletnie, które dawały rękojmię pokonania Trasy bez uszczerbku dla swojego zdrowia. Nie można wystartować w POM500 bez odpowiedniego przygotowania i doświadczenia w długodystansowej i samowystarczalnej jeździe na rowerze i wcześniejszego sprawdzenia swoich możliwości. Startujesz na swoją odpowiedzialność i sam musisz podjąć decyzję, czy podjąć się tego epickiego wyzwania.
Dalsza droga okazała się wyjątkowo trudna. Musieliśmy przedzierać się przez zarośnięte drogi i krzaki. Nie było wyjścia – rowery trzeba było przenosić. Naszą trasę pierwszego dnia zakończyliśmy około północy w miejscowości Czarne Wielkie, po przejechaniu 222 km. Tam, w budynku remizy, miejscowe koło gospodyń zorganizowało nam nocleg na karimatach. Czekał tam też na nas przepyszny i pożywny żurek. Byłem pełen podziwu dla pań z koła gospodyń, gdyż stały one przy kuchni przez całą noc, wydając posiłki dla przyjeżdżających uczestników. Po czterech godzinach snu i zjedzeniu śniadania podjęliśmy dalszą walkę. Trasa drugiego dnia była zdecydowanie trudniejsza - bardzo dużo leśnych odcinków, miejscami bardzo błotnistych. Rzadko przejeżdżaliśmy przez jakiekolwiek wsie. Około 150 km przed metą podjęliśmy decyzję o całonocnej jeździe. Wszystko po to, aby ukończyć ultra maraton w upragnionym czasie 48 godzin. Na 117 km przed metą zaopatrzyliśmy się w sklepie w prowiant i wodę na nocną jazdę. Do północy jechało się bardzo przyjemnie. Około 90 km przed metą, o 1:00 w nocy, przejeżdżaliśmy przez las, gdzie zastaliśmy kamienne kręgi. Są to tajemnicze kręgi w Węsiorach, pozostawione przez ludność skandynawską, która zamieszkiwała te tereny w pierwszej połowie II wieku naszej ery.
https://szwajcariakaszubska.com/147-szwajcaria-kaszubska-kamienne-kregi-w-wesiorach
Przyznam, że o tej godzinie było trochę strasznie poruszać się rowerem po lesie, zwłaszcza mijać miejsce pochówku. Nocna jazda nie obyła się bez przygód. Pół godziny przed świtem wyczerpały się nam baterie w przednim oświetleniu, a powerbanki okazały się puste. Postanowiliśmy prowadzić nasze rowery i trochę odpocząć, oświetlając drogę latarką z telefonu. Około czwartej nad ranem rozpoczął się przepiękny wschód słońca. Było na tyle jasno, że ponownie wsiedliśmy na rowery. Ostatni odcinek prowadził przez Lasy Oliwskie. Byliśmy blisko Sopotu. Choć brakowało sił, to jednak bliskość mety pchała nas dalej. Na metę dotarliśmy przed godziną 8:00 rano.
3
Drugiego dnia pokonaliśmy 280 km i 2800 m przewyższeń. Cała trasa zajęła nam 48 godzin i 28 minut. Uplasowaliśmy się na 60. i 61. miejscu w klasyfikacji OPEN, w której sklasyfikonano 192 uczestników. Moim zdaniem to bardzo dobry wynik.
Podsumowanie
Cieszę się, że pokonałem swoje słabości. Na mecie otrzymaliśmy pamiątkowe medale. Czekał na nas też posiłek regeneracyjny oraz zimne piwo 0 procent.
Podsumowując: trasa była bardzo trudna, z małą liczbą odcinków asfaltowych, dominowały drogi szutrowe i gruntowe. Kryzysy mnie nie omijały. Zastanawiałem się wtedy, czy nie zakończyć maratonu. Na szczęście, kryzysy szybko ustępowały i dalej mogłem cieszyć się z jazdy wśród przepięknych terenów ukształtowanych przez lądolód wiele milionów lat temu.
Maksymalny limit czasu pozwalający na sklasyfikowanie wynosi 80 godzin. Udało się, i jak przekonują organizatorzy „ktoś musi wygrać, ale nikt nie przegra”.
4